środa, 25 listopada 2009

MANIFEST REPEROWANIA

SYSTEMY GRY W TOTOLOTKA

Piątek, 27 listopada, godz. 18:00 - wykład Janka Simona w Pokoju z kuchnią!

Janek Simon wygłosi wykład o systemach gry w totolotka...od Nostradamusa przez wróżki, moc Kahuna z Hawajów po błędne interpretacje kombinatoryki sieci neuronowych...

Zapraszamy!

Janek Simon to artysta, który w swojej praktyce zajmuje się dystrybucją wiedzy i niekonwencjonalnymi sposobami jej wizualizacji. Realizuje projekty ujawniające anarchiczne oblicze rzeczywistości i świata współczesnego. Jego prace opierają się na krytycznej analizie struktur tworzonych dla lepszej kontroli działań człowieka - zarówno polityki jak i elektroniki. Do jego najbardziej znanych projektów należą organizacja Roku Polskiego na Madagaskarze (2006), oszukujący "Kalkulator" (2006), zainspirowany praktykami chińskich cinkciarzy czy chodzący chleb (2006).

KRAJOBRAZ PO MINIMALIZMIE

29.11.2009 / niedziela, godz. 16.00
Krajobraz po minimalizmie / wykład: Michał Mendyk

Można sobie wyobrazić przyszłość, w której w podręczniku historii muzyki znajdzie się takie oto stwierdzenie: „Nasz język muzyczny narodził się w szóstej i siódmej dekadzie dwudziestego wieku. Ta niemowlęca, prymitywna faza rozwoju została wówczas omyłkowo uznana za samodzielny, dojrzały styl i nazwana ‘minimalizmem’…”
- Kyle Gann, A Forest from the Seeds of Minimalism

Minimalizm – rozumiany jako styl, technika lub szkoła kompozytorska – w pełni rozwinął i wyczerpał swoje możliwości w ciągu jednej dekady na przełomie lat 60. i 70. Główni protagoniści ruchu – La Monte Young, Terry Riley, Steve Reich i Philip Glass – odżegnują się dziś od tej klasyfikacji. Opatentowane przez nich środki zdeterminowały jednak w ogromnym stopniu dalszy rozwój muzyki awangardowej, klasycznej, rockowej oraz popularnej, stając się prawdziwym fetyszem dla spadkobierców kierunku i „zarazą” dla jego antagonistów. U schyłku „epoki techno” – być może ostatniej manifestacyjnej reinkarnacji klasycznego minimalizmu – warto przyjrzeć się kierunkowi nie jako zamkniętemu historycznemu fenomenowi, lecz jako kulturowej rewolucji, której znaczenie porównać można do narodzin średniowiecznej polifonii, barokowej opery lub XX-wiecznej muzyki elektroakustycznej. W jaki sposób minimalizm podważył fundamenty zachodniego rozumienia percepcji, historii, czasu, struktury, kompozycji i kompozytora? - na to i inne pytania odpowie Michał Mendyk.






















Wykład w ramach cyklu:
Weksacje. Muzyka nowa i nie-nowa w XX wieku - wykłady i koncerty

kurator: Michał Libera

poniedziałek, 16 listopada 2009

Trzecie urodziny grupy artystycznej GRUBA NAJGORSZA!

21 listopada (sobota), godz. 19:01

Gruba Najgorsza obchodzić będzie w Pokoju z kuchnią swoje trzecie urodziny! Przekornie nazwani „terrorystami sztuki” sami o sobie piszą: „Zajmujemy się szeroko i ogólnie pojętą SztUKĄ”. Znani są z nietypowych działań i akcji artystycznych, w tym roku zainicjowali Biennale w Wenecji (koło Żnina).














Zapraszają na tort i inne atrakcje przy dj-skim secie!

piątek, 13 listopada 2009

NIEpokój w kuchni. O kulinarnych eksperymentach z tożsamością

19 listopada, g. 18:00

wykład: Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz
performance kulinarny: MASH//HER//DIP
(kolektyw w składzie Ola Badowska & Ania Kasińska)

Czym jest przestrzeń kuchni? Czy wyłącznie obszarem zmysłowych doznań, domowego ukojenia i relaksu, „macicznym” światem zaspokojenia potrzeby pokarmu i bezpieczeństwa, oswojonym, na wpół czarodziejskim miejscem budowania biesiadnej wspólnoty? Czy obrazy kulturowe – i nasze własne doświadczenie – nie każą upomnieć się także o inny, mniej oczywisty wymiar kuchennego terytorium? Warto może przyjrzeć się takim przekazom kulturowym, które wydobywają z kuchni jej transgresyjny potencjał. Warto zobaczyć kuchnię także jako hermetyczne laboratorium, zamkniętą przestrzeń ryzykownego eksperymentu, której wyizolowanie (oddzielenie od pokoju – na przekór przyjaznej człowiekowi proksemice) jest warunkiem powodzenia prowadzonych w niej alchemiczno-tożsamościowych działań. Warto zobaczyć kuchnię jako miejsce doświadczenia nie-pokoju: władzy nad życiem i śmiercią, łamania zakazów (nie tylko kulinarnych), czy wreszcie – konfrontacji z własnym miejscem w łańcuchu pokarmowym.

Zapraszamy!







Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz - antropolożka kultury, tłumaczka, absolwentka MISH UW, miłośniczka kuchni. Stypendystka Socrates-Erasmus na Université Paris IV – Sorbonne. Doktorantka w Zakładzie Teatru i Widowisk Instytutu Kultury Polskiej, gdzie prowadziła konwersatorium „(Nie)jedzenie jako strategia konstruowania tożsamości”. Publikowała m. in. w „Dialogu”. Mieszka w Warszawie.

czwartek, 5 listopada 2009

Wiersze na zamówienie - projekt

Lubisz poezję? Zadaj poecie temat, wybierz formę i wyślij zamówienie na wiersz!

Wiersze na zamówienie to projekt poety - Dominika Rokosza, który będzie realizowany w Pokoju z kuchnią od grudnia do czerwca 2010 roku.

Projekt polega na interakcji twórcy z odbiorcą. Odbiorca – każdy, który odwiedza CSW, Kino Centrum, Pokój z Kuchnią, czy też wchodzi na stronę www.csw.torun.pl, za pomocą formularza zamówienia wiersza wyznacza artyście ramy w jakich jego poezja ma się poruszać. Odbiorca ma wpływ na tematykę i kształt wiersza. Do twórcy należy zaś interpretacja oczekiwań.

Cały projekt jest próbą odpowiedzi na pytania o sens poezji i źródła inspiracji, a także o oczekiwania odbiorców odnośnie tematyki wierszy.

Finałem projektu będzie prezentacja wierszy w CSW w różnorakiej formie, m.in. jako: napisy na ścianach, szablony, lightboxy, vlepki, obrazy czy animacje wideo.

Za wizualną stronę prezentacji odpowiadał będzie Dominik Rokosz i Radosław Resko Błoński.

Dodatkową formą akcji będą trzy slamy poetyckie o delikatnie zmienionej formule – tj. startujący prócz własnych, wybranych wierszy zmierzą się z zadaniem poetyckim polegającym na wylosowaniu 3 słów i stworzeniu z nich wiersza.

TUTAJ możesz wypełnić zamówienie na wiersz.











Radosław Resko Błoński – ur. w 1984 roku w Inowrocławiu, absolwent kulturoznawstwa UAM, przedstawiciel Street Artu, członek grupy HSM, autor projektów: kupypsie, slow city, twórca grafik vlepek. Zajmuje się ingerencją w przestrzeń miejską, lecz nieobca jest dla niego także interakcja z galerią,

Dominik Rokosz – ur. w 1981 roku w Inowrocławiu, kulturoznawca, autor sztuk teatralnych, wiceprzewodniczący koła naukowego filmoznawców na UAM, laureat konkursów poetyckich, animator życia kulturalnego. Zorganizował slamy poetyckie w Poznaniu, Inowrocławiu i Toruniu (w OdNowie i Dworze Artusa). Jest mistrzem Polski w slamie poetyckim. Po zwycięstwie na Spoke’n’Word festiwalu w CSW w Warszawie uczestniczył w mistrzostwach świata w poezji – Coupe du Monde - w Bobigny w 2008 roku. Autor tomu Wiersze żebrane. Jego wiersze zostały także zamieszczone w antologii światowego slamu poetyckiego.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Z Romeo Gongorą rozmawia Kasia Drewnowska-Toczko - część II

Oto druga część wywiadu z Romeo Gongorą przeprowadzona po przebiegu sesji z uczestnikami.

Opowiedz, jak przebiegły sesje.

Spotkałem się z 7 uczestnikami – z większością odbyłem 2 sesje, z niektórymi 3. Przyznaję, że projekt powinien trwać nieco dłużej, żeby pojawiły się jakieś konkretne efekty. 10 dni to za mało, aby osiągnąć efekty terapeutyczne – chociaż nie takie było do końca założenie, nie miałem intencji przeprowadzenia terapii, jednak żeby lepiej przyjrzeć się relacji z uczestnikami i własnym reakcjom, musiałbym wydłużyć czas działania.

Co ciekawe, uczestnicy byli bardzo różni – pojawili się tacy, którzy odpowiedzieli na moje ogłoszenie zamieszczone w prasie, oraz tacy, którzy pojawili się dzięki kontaktom z tymi pierwszymi, dzięki tzw. poczcie pantoflowej; czyli każdy miał inną motywację. Czułem to. Moje doświadczenia z nimi nie miały wspólnego celu.

Ta różnorodność nie stanowiła dla Ciebie problemu? Pytam o to, bo pamiętam, jaką wagę przykładałeś do przypadkowego wyboru uczestników za pomocą ogłoszenia.

Okazało się, że takie doświadczenie jest bogatsze! W moich poprzednich projektach uczestniczyli ludzie, którzy nie mają nic wspólnego ze światem sztuki i byli ze mną , ponieważ tego chcieli. Tym razem było inaczej, pracowałem z osobami, które miały za sobą doświadczenia artystyczne, ale to było bardzo interesujące – odkrywanie, jak podchodzić do tak różnych osobowości. To był rodzaj wyzwania – doprowadzenie ich wszystkich do jednego punktu.

Bardzo istotne okazały się obiekty, czy też specyficzny porządek w jakim były ułożone, podlegający pewnej prywatnej logice wynikającej z kolejności ich używania. Przypominały trochę artystyczną instalację, ale były przede wszystkim utylitarne. Ta logika kształtowała się powoli podczas spotkań, z czasem decydowałem, które obiekty odpowiadają mi najbardziej i jak powinny być rozmieszczone. Same obiekty i sposób ich używania były silnie inspirowane przedmiotami Lygii, poprzez fotograficzną dokumentację jej działań czy moje własne wyobrażenie na ich temat. Nie wiedziałem dokładnie jak używała ich Lygia, bazowałem na własnej wyobraźni i intuicji.

Lygia używała gotowych przedmiotów, niemal prosto ze sklepu. Ja też chciałem jak najmniej ingerować w ich formę, ale miałem świadomość ich stwarzania, miały dla mnie walor artystyczny, dużo większy niż obiekty Lygii. Nosiły też piętno współczesności – używałem na przykład plastykowych opakowań po jogurtach. Wszystkie obiekty stanowiły istotną część prezentacji w CSW.

Te pierwsze spotkania z uczestnikami miały bardzo fizyczny aspekt. Miałem wrażenie, że dla niektórych to był bardzo radykalny krok, pewnie głównie z powodu bariery językowej. Tak jakby brak kontaktu werbalnego sprawiał, że znikała potrzeba racjonalizowania wszystkiego, wyjaśniania, kategoryzowania. W zamian pojawiła się potrzeba eksperymentowania. Na niektórych wpływało to destabilizująco – jedna z pierwszych osób nie była w stanie w pełni się zrelaksować, nawet podczas drugiego i trzeciego spotkania. Ja to wyczuwałem w tak intensywny sposób jak nigdy dotąd.

Sam proces używania kolejnych obiektów podlegał pewnej intuicyjnej, organicznej ewolucji, raczej dalekiej od chronologicznego porządku. Niektóre obiekty wymagały dużo większej inerakcji z uczestnikiem – te stosowałem z rozmysłem dopiero przy drugim, trzecim spotkaniu. Często obiekty podlegały przekształceniom, które dyktowała konkretna osoba; tak na przykład było z zastosowaniem wilgotnych tkanin – po prostu nagle poczułem, że chciałbym poeksperymentować z innym materiałem, formą.

Zastanawiałam się, jakie znaczenie dla terapii prowadzonych przez ciebie i Lygię miała wasza płeć i wiek. Lygia była starsza panią podczas przeprowadzenia 'dotykoterapii', tymczasem ty jesteś młodym mężczyzną, twój wiek i płeć wikłają Cię w pewien kulturowy stereotyp.

Tak, to ważny element. Lygia miała tez dużo większe doświadczenie. Eksplorowanie tych różnic też jest fascynujące.

Ważna też była dla mnie granica między obserwowaniem a uczestniczeniem – sesje przypominały czasem rodzaj koncertu, czy działania performance, uczestnik był jednoczesnie obserwatorem , jak i elementem działania.

Inspirowały mnie też teorie teatralne – na przykład Augusto Boal i jego koncepcje bardzo interaktywnej partycypacji widza w przedstawieniu, czy Jerzy Grotowski. To między innymi dzięki jego twórczości realizuję projekt właśnie w Polsce. I am the other integruje wszystkie te teatralne naleciałości, w ogóle ma duży wydźwięk teatralny – obiekty, których używam, są bardzo estetyczne, zmysłowe, służą do dotykania, ale wydają też dźwięki, jak na przykład tuba, rura wydająca niski, głęboki dźwięk, której używałem na początku, aby uspokoić uczestników.

Czy Lygia również używała dźwięków podczas swoich seansów ?

Nie wiem – prawdę mówiąc, na pewnym etapie nie odczuwałem już konieczności stawiania takich pytań.

A ten element walki osobowości? Jak widzisz to teraz, po przeprowadzeniu wszystkich sesji?

To jest bardzo ważne, co teraz powiem: na początku rzeczywiście odczuwałem to jako pewną walkę. Po tych 10 dniach spotkań czuję, że już wystarczy. Mógłbym kontynuować spotkania, żeby pogłębić więzi z uczestnikami. Ale ta koncepcja walki osobowości – myślę, że już się zdezaktualizowała. Na początku ciągle się zastanawiałem kim jestem ja, jako twórca i kim była ona. Trochę jak w relacji między matką a synem. W pewnym momencie poczułem, że zadawanie sobie tego pytania przeszkadza mi, nie pozwala mi rozwijać tego projektu w sposób naturalny. To było jedno z odkryć, których dokonałem podczas realizacji, jeden z najsilniejszych elementów.

Bardzo chciałem zająć się twórczością Clark, myślę, że ma ona olbrzymi ładunek intensywności, siły. Czułem, że chciałbym tę siłę włączyć do mojej pracy. To jest trochę jak w życiu – trzeba iść ciągle do przodu i kiedy pojawiają się jakieś trudności, czujesz, że naprawdę się rozwijasz. Taka poetyka sensu życia; nie ma sensu walka z uczuciem pustki, które nosimy w środku, bo ta pustka jest częścią nas.

To brzmi jak podsumowanie.

Tak, rzeczywiście. Opowiadałem Ci na początku, że przez ponad rok wpatrywałem się w zdjęcia z terapii prowadzonych przez Lygię i czytałem jej teksty. Miałem nadzieję, że uda mi się jej ekstremalny ładunek energii przenieść do mojej praktyki artystycznej. Cała problematyka z definiowaniem dzieła sztuki też mnie fascynowała – bo tak naprawdę, czy działania Lygii nie są dziełem sztuki?

Od początku było dla mnie jasne, że w odróżnieniu od poprzednich projektów, ten nie pozostawi po sobie tradycyjnej, dopracowanej formy artystycznej, tylko dokumentację, która ma jednak pewien estetyczny wymiar. Myślę, że Lygia też nie planowała zorganizowania wystawy powstałej z dokumentacji przeprowadzonych terapii. Nie chciałem wykonać pracy, którą można eksponować, chciałem doświadczyć tej intensywności bez przymusu przekładania jej na język wizualny. To wynika z mojej trajektorii artystycznej, miałem ochotę poczuć coś nowego, nie z powodu zmęczenia dotychczasową praktyką, raczej żeby coś w sobie odnowić, odkryć. Skoro mówimy o trajektorii – pracuję teraz nad projektem, który ma dużo wspólnego z teatrem; jego inspiracją jest właśnie I am the other.

Zresztą we wszystkich moich poprzednich projektach, oprócz części przeznaczonej do ekspozycji, była zawsze ta część niewidoczna, bardzo intensywna, oparta na relacji z drugim człowiekiem.

W przypadku tego projektu, bariera językowa nie pozwalała na bardzo głęboką więź, relacje miały charakter bardzo teraźniejszy. Zresztą, projekt nie miał opowiadać o nich, tylko o mnie i o Lygii, o związku między nami.

Związku, który nie jest już oparty na walce.

Tak. Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy.